Krótka historia naszych młynków do kawy

Wstęp

Na przestrzeni ostatnich promocji z chińskich sklepów nabyłem 2 młynki, o których miałem pisać recenzję, ale myślę, że wiele dużo bardziej profesjonalnych recenzji znajdziecie u specjalistów kawowych. Nie ma tu też Commendante, bo #zbieramNaKomesia nawet się nie zaczął, dlatego opiszę historię moich młynków oraz dlaczego je wybrałem, dlaczego zmieniłem oraz dlaczego jestem zadowolony ze zmian.

Początek

Swoją przygodę zacząłem od CoffeeDeskowej promocji na młynek Rhinoware + Aeropress. Był to młynek, z którym spędziłem parę lat, aż pierścień zaczął się luzować i zaczął mielić wszystko na espresso. Młynek miał szczególną zaletę: dzięki 6 kątnemu uchwytowi na rączkę, dało się go używać z wkrętarką. Oprócz powyższej zalety, na uwagę zasługuje fakt, że młynek posiadał ceramiczne żarno, a pyłu nie było za dużo, więc kawa była wyważona.

Młynek

Prezent

W między czasie nastąpiły święta, gdzie dla Oli kupiłem zestaw składający się z Gabi Master A i HARIO MINI MILL. Nie był to trafny zakup, przynajmniej jeśli chodzi o młynek, ponieważ w pracy nie było czasu mielić ręcznie, więc aby się nie kurzył, został podarowany mamie Oli, która dopiero co zaraziła się dobrą kawą. Nie był to też najprzyjemniejszy w mieleniu młynek, ponieważ rączka często napotykała opór, a sama siła wymagająca do „zakręcenia” tym młynkiem, była sporym rozczarowaniem w stosunku do konkurencji. Żarno podobnie jak w Rhinoware było ceramiczne, ale reszta części to szkło i tani plastik.

Zamiana

Jak pisałem wcześniej, w młynku Rhinoware poluzowały się żarna, na szczęście posiadaliśmy wolny budżet, zatem przyszedł czas na zmianę. Nie był to upgrade, ponieważ nasz następny młynek: Porlex mini, jest w tej samej kategorii, co Rhinoware. Posiadał rozmiar, który mieści się w Aeropressie oraz aluminiową obudowę. Minusem był uchwyt na rączkę, który nie był już sześciokątny, a bardziej przypominał płaski śrubokręt. Sama rączka też niestety łatwo „wypadała” w trakcie mielenia.

Tu wystąpił Rhinoware

Elektryka

W trakcie pobytu w Szwecji, udało się tanio w ichniejszej kawowej sieci zakupić młynek elektryczny Wilfa (CGWS-130B). Jest to mieszkaniowa rewolucja, ponieważ szybko i automatycznie zmielimy kawę pod każdy rodzaj jej parzenia, ale to nie on jest bohaterem wpisu, mimo, że pieczątkę jakości z ziemniaka ma przypiętą. Spisuje się, ale ma jeden minus – ciężko zabrać go w podróż.

Takiej pamiątki z podróży nigdy wcześniej nie mieliśmy, a deal był świetny, bo w tym czasie był sporo tańszy, niż w Polsce

Pierwszy młynek z Chin

Jako, że młynek ze sobą bierzemy w podróże, a od dawna docierały do mnie dobre opinie o młynkach z Chin, także kiedy nadszedł 11.11, czyli Chińskie Święto Singla. Nie było innego wyboru. W super promocji trafił pierwszy „premium” młynek z Chin, czyli Xeoleo 45mm. Metalowe żarna, płynne mielenie oraz niewiele pyłu, a dodatkowo kosztuje 200 zł, czyli tyle, za ile kupiłem Porlex czy Rhinoware. Regulacja za pomocą klików, ale dodatkowo narysowana skala, przez co, plus minus wiesz, na którym poziomie clicków jesteś. Opinia odnośnie łatwości mielenia, nie jest tylko moja, ale dałem osobom niedoświadczonym pomielić tym młynkiem oraz dla porównania Hario Slim. Jeśli byłyby zawody w mieleniu dla 2 drobnych osób, o tej samej sile, zawodnik z Xeoleo zdublowałby tego z Hario daleko przed metą.

Dodatkowo ładnie wykonany, z przyjemną fakturą i drewnianą rączką, która niestety jest na magnes, więc przy energivzniejszym kręceniu,może zostać w dłoni. Jako, że widziałem, jak wielką ulgę dało mielenie nowym młynkiem mamie Oli, podarowałem go jej na Mikołaja.

Drugi młynek z Chin

Jak wiecie, Black Friday to święto naciągnięć promocyjnych i oszustw. Tym razem, mimo tego wszystkiego wykopałem młynek Timemore Chesnut C2, który wyszedł wtedy za 180 zł (80 zł taniej, niż obecnie na Aliexpress i nawet 100zł niż w Polskich sklepach). Dość nietypowa faktura, ale podobnie jak Xeoleo metalowe żarno, wygodna rączka, delikatne i płynne mielenie. Śmiało można porównać go do Xeoleo pod każdym względem. Równie płynny poziom mielenia oraz pyłu, który po nim zostaje. Co ciekawe, oba młynki mają 24g pojemności, co daje kawy na duży kubek keep cup. Na plus dla Timemore, można zaliczyć eleganckie pudełko oraz woreczek na młynek.

Jako, że w testach były obok siebie 2 „chińczyki”, to można było zmielić na raz kawę dla większej ilości gości przy wygilijnym stole.

Podsumowanie

Warto czasami pójść do przodu, jeśli chodzi o młynki. Im dłużej siedzisz w kawie, tym bardziej zaczynasz dostrzegać wygodę mielenia, zwłaszcza, jak jedziesz w podróż i nie możesz sobie pozwolić na młynek elektryczny, czy ten w waszym ekspresie do kawy. Warto też testować, bo może się okazać, że niekoniecznie musisz wydawać od razu te 800-1000 na Commendante, jeśli już młynek za 200-300 zł znacznie zwiększy Twój komfort mielenia.