Do napisania tego postu zbierałam się i zbierałam i zebrać się nie mogłam, przez co post pojawia się ponad miesiąc po naszym krótkim wypadzie do stolicy Austrii – Wiednia. Za co z góry przepraszam, że musieliście aż tyle czekać, na zobaczenie tych pięknych kadrów. Początkowo nasze plany na “długi weekend” wyglądały troszkę obszerniej, oprócz wizyty w Wiedniu, chcieliśmy odwiedzić jeszcze Brno, Bratysławę i Budapeszt oraz zahaczyć w Czechach o region zwany Palava. Koniec końców z naszej obszernych planów po stolicach Europy (bez Brna) został tylko Wiedeń oraz Palava. Wyszliśmy z założenia, że lepiej zwiedzić na spokojnie jedną stolicę na raz. I wiecie co? To było dobre posunięcie, ponieważ i tak nam zabrakło czasu i po powrocie okazało się, że jeszcze wiele nie widzieliśmy w Wiedniu.
Ale koniec tłumaczenia, czas pokazać Wam, co sami zobaczyliśmy. 🙂
Zapraszam!
Palava
Naszą podróż zaczęliśmy o 5 rano, kiedy to wsiedliśmy do auta z termosem pełnym kawy i ruszyliśmy w kierunku Kłodzka. Trasa była przyjemna, niewielki ruch, a za oknem pojawiały się promienie Słońca, zwiastujące piękną pogodę. Następnie wjechaliśmy na teren Czech i przejeżdżając bokiem Brna (obwodnicą) kierowaliśmy się na miasto Mikulov znajdujące się dosłownie kilka kilometrów od granicy Austrii. Ale co najważniejsze jest to miejsce położone na południu Moraw, na skraju równiny i wzgórz Palavy. Miejsce jest bardzo magiczne, z niesamowitymi widokami, które na myśl przywodzą widoki z innych regionów świata. „Mała Toskania” to określenie, które można nadać temu rejonowi, ze względu na rozciągające się winnice na okolicznych wzgórzach. Możecie się już domyślić, dlaczego musieliśmy zahaczyć o ten region. Dokładnie rok wcześniej Szymon, będąc na samotnej podróży motocyklowej (relacja), odwiedził to miejsce i przywiózł ze sobą przepyszne półsłodkie wino, dlatego teraz nie mogło być inaczej i jadąc do Wiednia zakupiliśmy parę butelek. (Minął miesiąc, a nam zostały tylko dwie butelki z sześciu.)
Ale nie samym winem człowiek żyje, także kilka kadrów z tamtych regionów.
Jak już będziecie w Brnie, to Mikulov jest dosłownie mniej niż godzinka drogi, a uwierzcie mi, warto!
Nie zapomnijcie kupić wina, tylko pamiętajcie „suche” po czesku to wytrawne, takiego nie chcecie, no chyba, że lubicie wina wytrawne. 🙂
Wiedeń – dzień 1
Z Palavy do granicy Austrii było dosłownie kilka/kilkanaście minut drogi, a do samego Wiednia jakaś godzinka (z ominięciem autostrad). Do Wiednia pod naszą kwaterę dotarliśmy około południa. Nastąpiło krótkie zderzenie z językiem niemieckim i szybkie przypomnienie, co i jak, a wszystko przez tabliczkę pod znakiem zakazu zatrzymywania się i postoju. Niby staliśmy między końcem, a początkiem, czyli gdzie to było dozwolone, ale jednak ta tabliczka po niemiecku… Chwila konsternacji i stwierdzenie, dobra możemy tu stać, ponieważ tabliczka nas nie dotyczy. Dobrze znać chociaż troszkę język.
Po zaparkowaniu udaliśmy się do stacji metra, znajdującej się po drugiej stronie ulicy. Stwierdziliśmy, że kupujemy bilet 24-godzinny, ponieważ mamy niewiele czasu na zwiedzanie, i niekiedy szybkie przetransportowanie się z punktu A do punktu B jest bardzo ważne.
Wiedeń posiada świetną komunikację miejską, już samo metro z 6 liniami, jest tak obszerne, że sprawia, że Wiedeń jest rewelacyjnie skomunikowany. A do tego są jeszcze S-Bahny i autobusy. Pod tym względem duży plus, Warszawo ucz się. 🙂
Bilet 24-godzinny kosztował 7,60€. Z jednej strony niby dużo, ale z drugiej strony za taką komunikację można tyle zapłacić.
Katedra św. Szczepana
Ponieważ do godziny zakwaterowania mieliśmy jeszcze trochę czasu, zdecydowaliśmy się na odwiedziny starego miasta i znalezienia miejsca, gdzie moglibyśmy coś zjeść. Przy tej okazji pierwsze, co zobaczyliśmy w Wiedniu (jeśli mówimy o miejscach turystycznych ;p) – była katedra św. Szczepana, która niestety była w tym czasie w remoncie, dlatego naokoło całej katedry ustawione były ogrodzenia, które niestety uniemożliwiły nam zrobienie zdjęć z zewnątrz, na szczęście w środku udało nam się, co nieco uchwycić. Dodatkowo na placu, na którym jest usytuowana – Stephansplatz – również prowadzone były remonty. Ciekawostką jest, że aktualna gotycka katedra jest trzecią z kolei świątynią zbudowaną w tym miejscu. Wewnątrz znajdują się liczne działa sztuki barokowej i gotyckiej. Choć mamy niewiele ujęć, to największe wrażenie, robią zwieńczenia wieżyczek, tak charakterystyczne dla gotyku oraz sklepienia krzyżowo-żebrowe, które sprawiają wrażenie nieziemsko symetrycznych, które hipnotyzują. Podziwiajcie!
Museumsquartier
Wróciliśmy się zakwaterować, a następnie swoje kroki skierowaliśmy do Museumsquartier które jest niczym innym jak dzielnicą muzeów. Jest to kompleks budynków znajdujących się niemal w samym centrum Wiednia o bardzo dużej powierzchni, stanowiący miejsce spotkań ludzi z całego świata oraz miejsce wystaw, koncertów czy spektakli. Nie tylko ogrom kompleksu robi wrażenie, ale wchodząc na główny plac słychać gwar głosów, co chwila coś się dzieje, atrakcje dla dzieci, muzyka czy występy uliczne. Mimo gwaru i delikatnego chaosu panującego w tym miejscu, to wszystko tworzy atmosferę iście artystyczną, która jest zgodna z motywem sztuki łączącym wszystkie elementy.
Plac Marii Teresy
Przechodząc cały kompleks Museumsquartier i wychodząc od strony północno-wschodniej, trafiamy na ulicę Museumplatz, po której drugiej stronie znajduje się wstęp do licznych parków znajdujących się w Wiedniu, a mianowicie trafiamy na plac Marii Teresy, na którym znajdują się dwa muzea – Muzeum Historii Naturalnej oraz Muzeum Historii Sztuki. Obydwa budynki są identyczne, usytuowane jak lustrzane odbicia naprzeciw siebie. Zachwycają majestatem, zdobieniami i wielkością. Na środku placu, między muzeami znajduje się pomnik cesarzowej Marii Teresy z rodu Habsburgów, której Wiedeń zawdzięcza ogromny rozwój w dziedzinie sztuki, kultury, mody czy życia towarzyskiego, sprawiając, że jest drugim takim ośrodkiem zaraz po Paryżu.
Oprócz budynków i pomniku, zachwycająca była również zieleń (roślinność), fontanny oraz inne posągi, które były elementem dopełniającym całość, tworząc przy tym jedność, dzięki której było to miejsce zatłoczone przez ludzi, spędzających wolny czas, leżąc na trawie, w towarzystwie znajomych.
Biblioteka narodowa oraz Joseph Platz
Idąc dalej przed siebie, trafiamy do Heldenplatz, który jest jednym z trzech parków znajdujących się za placem Marii Teresy, tam przechodzimy przez Äußeres Burgtor, która posiada masywne drewniane wrota i trafiamy na Hofburg. Za bramą po prawej stronie znajduje się budynek, będący początkiem całego kompleksu, zawierającym muzeum Neue Burg oraz muzeum etnograficzne. Budynek ten widzieliśmy jeszcze później będąc w kolejnym parku – Burggarten – ale od drugiej strony. Wszystkie budowy w Wiedniu są ogromne i to właśnie ich ogrom sprawia, że jesteśmy zachwyceni tym, co widzimy, podziwiamy kunszt wykonania i możliwości człowieka. Do kompleksu należy również budynek Austriackiej Biblioteki Narodowej, przed którą znajduje się plac Józefa, posiadający imię po cesarzu Józefie II Habsburgu. Tuż obok biblioteki, po drugiej stronie znajduje się skarbiec, w którym znajdują się np. korony cesarskie.
Albertina
Idąc między ścianami budynków, krążąc po utworzonych uliczkach przez kompleks, trafiliśmy do galerii Albertina, która kiedyś była największym pałacem mieszkalnym Habsburgów, położona na południowym skraju Hofburga. To co nas urzekło oprócz samego budynku, to nietuzinkowe schody. Schody galerii zawsze są „pomalowane” tak, że przedstawiają jakiś znany obraz. My akurat trafiliśmy na obraz Moneta. To co było niezwykłe, to iluzja jedności, sprawiająca, że z daleka miało się wrażenie, jakby była to jedna powierzchnia, a ludzie znajdujący się akurat na schodach sprawiali wrażenie, jakby latali.
Burggarten
Spod budynku galerii udaliśmy się do parku znajdującego się z tyłu budynku – Burggarten. Park tętnił życiem, jak wszystkie miejsca zieleni w Wiedniu, wypełnione ludźmi, gwarem, śmiechem i zabawą. W parku tym zobaczyliśmy wcześniej wspomniany budynek muzeum i biblioteki narodowej.
W parku znajduje się również pomnik upamiętniający Mozarta, który również odwiedziliśmy, choć o mały włos byśmy go pominęli, ponieważ nie wiedzieliśmy, że się tam znajduje.
Opera
Kolejnym punktem wycieczki było odwiedzenie opery wiedeńskiej. Choć nie nastawialiśmy się na wejście do środka, to jednak chcieliśmy zobaczyć ją chociaż z zewnątrz. Muszę przyznać szczerze, że z zewnątrz sama budowla jako jedyna jakoś mnie nie zachwyciła. Uważam, że wrocławska opera z zewnątrz jest ładniejsza, choć z pewnością mniejsza.
Zapewne cuda dzieją się w środku, jednak to sprawdzimy może przy innej okazji.
Ciekawym akcentem był różowy pomnik królika znajdujący się tuż przy budynku opery.
Stadtpark
Ostatnim punktem zwiedzania było odwiedzenie Parku Miejskiego (Stadtpark), w którym znajduje się złoty pomnik Johanna Straußa. O Panie, jakie tam były kolejki do zdjęcia! Oprócz najbardziej rozchwytywanego pomniku można tam znaleźć jeszcze wiele innych m.in pomnik Franza Shuberta czy Antona Brucknera, do tego łąki, rozległy staw oraz kanał, do którego wpada woda z Dunaju. Niestety kanał chyba już stracił rację bytu, ponieważ płynąca tam strużka wody była raczej jak średniej wielkości strumyk górski. Gdyby było więcej wody, to byłby piękny widok z jednego z mostków, łączących dwie części parku.
Po raz kolejny park był wypełniony ludźmi, odpoczywającymi w niedzielne popołudnie. Był to pierwszy park publiczny w Wiedniu. Skoro już się ściemniło, to swoje kroki skierowaliśmy z powrotem na plac Marii Teresy i pod Bibliotekę Narodową, żeby zrobić parę zdjęć nocnych.
Myśleliśmy, że uda nam się jeszcze zwiedzić Belweder wraz z parkiem, ale niestety obiekt był już zamknięty, jedynie zobaczyliśmy piękną fontannę pod Pomnikiem Bohaterów Armii Czerwonej.
Wiedeń – dzień 2
Zespół pałacowo-ogrodowy Schönbrunn
Ponownie dzień zaczęliśmy dość wcześnie o 9 byliśmy już w trasie do kompleksu Schönbrunn. Gdzie spodziewaliśmy się zobaczyć pałac i piękny ogród. Cóż, w skrócie faktycznie zobaczyliśmy te rzeczy, ale nie spodziewaliśmy się, aż takiego rozmachu. Ogród przypałacowy okazał się być w rzeczywistości wielkim ogrodem, z wieloma drzewami, wysokimi żywopłotami, które w jednej części tworzyły labirynt. A do tego fontanny, baseny i mniejsze pałacyki i pomniki. Chcieliśmy tam spędzić godzinkę, cóż skończyło się na ok. 3h i uwierzcie mi, to nadal za mało, żeby na spokojnie zobaczyć wszystko i rozkoszować się otaczającym krajobrazem. Nie zobaczyliśmy jeszcze samego pałacu od środka, ale nie mieliśmy na to czasu, myślę, że z zwiedzeniem wnętrza pałacu czas pobytu w tamtej lokalizacji wyniósłby z 6 godzin. Co nie zmienia faktu, że było tam przepięknie. Zresztą można się tego było spodziewać po dawnej letniej rezydencji Habsburgów, należącej do Światowego Dziedzictwa Kulturowego UNSECO.
Przekonajcie się sami!
Kawa
Cóż przyjeżdżając w niedzielę, nie spodziewaliśmy się, że kawiarnie mogą być zamknięte, a jednak. Mieliśmy tyle szczęścia, że jedna z kawiarni alternatywnych, którą chcieliśmy odwiedzić, akurat w sierpniu w niedzielę była zamknięta. Zatem odwiedzenie innych kawiarni zostawiliśmy sobie na poniedziałek. Naszym celem były 2 kawiarnie:
CaffèCouture
Pierwsza z nich – CaffèCouture znajdowała się w mini galerii, w naprawdę eleganckim stylu. Spróbowaliśmy tam kawę parzoną za pomocą drip’a i niestety nie porwała nas specjalnie smakiem. Wydawała się trochę mdła. Na plus wykończenie i wystrój. Jeśli jesteście obok, możecie spróbować, może Wam się spodoba.
Café EL.AN
Druga kawiarnia, znajduję się w północnej części “rynku”, obok stacji metra Schöttenring. Spragnieni kawy oraz wymęczeni przez upał, spróbowaliśmy coś na zimno. Cold Brew! Przywitała nas miła obsługa, a sam wystrój elegancki i nowoczesny. Co do samej kawy? Pyszna! Polecamy mocno 🙂
Chcieliśmy odwiedzić, jeszcze jedną, ale niestety była przeniesiona… nie wiadomo gdzie 🙂 Szkoda, że w niedziele nie były otwarte, pewnie odwiedzilibyśmy ich znacznie więcej 🙂